Wyobraź sobie, że przygotowałeś świetny newsletter: atrakcyjny design, ciekawa treść, chwytliwy temat. Wysyłasz go do tysięcy subskrybentów – ale co z tego, jeśli większość z nich nigdy go nie zobaczy? Tutaj wkracza dostarczalność newsletterów i emaili (email deliverability). To często pomijany, ale kluczowy element email marketingu, decydujący o tym, czy Twoja wiadomość faktycznie trafi do skrzynki odbiorczej odbiorcy, a nie zaginie w czeluściach folderu spam.
W tym artykule w przystępny (choć głęboki) sposób wyjaśnimy, czym jest dostarczalność, od czego zależy, jak działają techniczne zabezpieczenia SPF, DKIM, DMARC, jakie najlepsze praktyki warto wdrożyć oraz z jakich narzędzi korzystać, by mieć pewność, że Twoje newslettery docierają tam, gdzie trzeba.
Dostarczalność emaili to miara tego, jak wiele z wysłanych wiadomości faktycznie ląduje w skrzynkach odbiorczych odbiorców
To nie to samo co sama dostawa – email może zostać technicznie doręczony na serwer pocztowy, ale jeśli trafi do folderu spam lub oferty, dla odbiorcy jest praktycznie niewidoczny. Wskaźnik dostarczalności uwzględnia więc inbox placement – czyli czy mail znalazł się w głównym inboxie adresata Przykładowo, jeśli wyślesz 100 maili i 20 z nich utknie w spamie, dostarczalność wynosi 80%.
Dlaczego to takie istotne? Bo nawet najpiękniejszy newsletter nie spełni swojej roli, jeśli odbiorcy go nie przeczytają. Jak zauważa Mailchimp, dostarczalność to jeden z najważniejszych czynników sukcesu email marketingu – bez niej cała strategia upada, bo nie ma sensu dopracowywać treści, której nikt nie zobaczy
Maile wpadające do spamu są zazwyczaj pomijane lub od razu kasowane. To z kolei zniekształca Twoje statystyki kampanii (bo niskie otwarcia mogą wynikać nie z kiepskiej treści, a z tego, że maile nie dotarły tam gdzie trzeba) i tworzy błędne koło – niska dostarczalność prowadzi do jeszcze gorszego zaangażowania, co z czasem może dalej obniżać Twoją reputację nadawcy.
Dostarczalność to fundament: pierwszy krok do tego, by email marketing przynosił efekty, to upewnić się, że wiadomości docierają do odbiorców. Reszta – czyli to, czy klikną i dokonają zakupu – dzieje się dopiero potem.
Można by zapytać: od czego zależy, czy mój newsletter wyląduje w skrzynce odbiorczej czy w spamie? Niestety, nie ma jednego prostego czynnika – to kombinacja wielu elementów.
Dobra wiadomość jest taka, że większość z nich mamy pod kontrolą. Przyjrzyjmy się najważniejszym:
Każdy nadawca (Twoja domena i/lub adres IP) ma opinię w oczach dostawców poczty (ISP). Można to porównać do swego rodzaju „wyniku punktowego” nadawcy na skali 0–100, który jest wyliczany na podstawie zachowań odbiorców względem Twoich maili. Jeśli wiele osób oznacza Twoje wiadomości jako spam, nie otwiera ich lub masowo wypisuje się z listy, Twój wynik spada.
Niska reputacja nadawcy powoduje, że serwisy pocztowe (jak Gmail, Outlook.com, Yahoo itp.) nie ufają Twoim wiadomościom – a stąd już prosta droga do filtrów antyspamowych. To właśnie reputacja (budowana m.in. przez historię wysyłek, skargi na spam, odbicia) jest jednym z najważniejszych czynników decydujących o dostarczalności.
Nie chodzi tu bynajmniej o bogactwo segmentacji czy demografii, ale o to, czy Twoje adresy są prawdziwe i zainteresowane. Jeśli kupiłeś listę przypadkowych emaili lub dawno jej nie aktualizowałeś, ryzykujesz dużą liczbę hard bounces (trwałych odbić od nieistniejących adresów) oraz trafienie na tzw. spam trapy (adresy-pułapki używane przez dostawców do wykrywania masowych/spamerskich wysyłek). Wysoki odsetek bounce’ów to czerwone światło dla filtrów – dostawcy poczty uznają, że nie dbasz o higienę listy, więc być może wysyłasz też do osób, które wcale tego nie chcą.
Jak podkreśla HubSpot, bounce rate (procent odbitych maili) jest jedną z kluczowych metryk wpływających na reputację nadawcy – zbyt wiele twardych odbić i ISP mogą przestać wpuszczać Twoje wiadomości do skrzynek. Dlatego tak ważne jest regularne czyszczenie listy: usuwanie niedziałających adresów, potwierdzanie nowych zapisów (np. poprzez double opt-in), unikanie kupowania/wynajmowania kontaktów (to zawsze zły pomysł – osoby, które Cię nie znają, najpewniej oznaczą Twoje maile jako spam).
Dostawcy poczty bacznie obserwują, jak odbiorcy reagują na Twoje maile.
Czy je otwierają? Klikają linki? Czytają przez dłuższą chwilę, czy może od razu kasują bez czytania? A może, co gorsza, zgłaszają jako spam? Te sygnały pozytywne i negatywne składają się na obraz Twoich kampanii. Im więcej pozytywów (otwarć, kliknięć, odpowiedzi, oznaczania jako „nie spam”), tym lepiej dla Twojej dostarczalności.
Jeśli natomiast większość bazy to martwe dusze, które od miesięcy nie otwierają wiadomości, algorytmy mogą uznać, że wysyłasz treści niechciane lub niedopasowane. W efekcie nowe maile będą częściej kierowane do spamu lub zakładki oferty, szczególnie w usługach takich jak Gmail, które przywiązują wagę do engagementu użytkowników. Jak zauważa ActiveCampaign, spam complaints, bounce’y i spam trapy, a także reputacja IP i domeny (o czym za moment) to wszystko „elementy układanki”, które decydują o tym, czy mail trafi na główną tablicę, czy do spamu.
W praktyce sprowadza się to do dwóch rzeczy: maksymalizowania pozytywnego zaangażowania odbiorców oraz usuwania nieaktywnych adresów z listy.
Każdy email wychodzi z konkretnego adresu IP i domeny (np. twojafirma.pl). Dostawcy oceniają wiarygodność tych elementów. Możesz wysyłać nawet świetne treści, ale jeśli Twój adres IP znajduje się na czarnej liście (blackliście) za wcześniejsze wysyłki spamowe, dostarczalność będzie słaba. To samo dotyczy domeny nadawcy – jeśli ktoś podszywał się pod Twoją domenę do spamowania lub jeśli Ty sam wysyłałeś maile naruszające regulaminy (np. masowy zakup list i wysyłka bez zgód), Twoja domena może mieć złą opinię.
Dlatego często zaleca się, by duże wysyłki newsletterów realizować przez zaufanego dostawcę usług mailingowych (ESP) z dobrą reputacją lub poprzez dedykowany adres IP, który możesz „rozgrzać” i utrzymywać w dobrym zdrowiu. Stabilny, uwierzytelniony technicznie nadawca z historią poprawnych wysyłek będzie traktowany lepiej niż nowa domena wysyłająca nagle dziesiątki tysięcy maili znikąd. (Więcej o mechanizmach uwierzytelnienia – SPF/DKIM/DMARC – w kolejnym punkcie).
Wreszcie dochodzimy do samej wiadomości. Filtry antyspamowe w usługach pocztowych działają jak zespół strażników jakości – analizują techniczne aspekty maila oraz jego treść. Jeśli Twój newsletter zawiera podejrzane elementy, może zostać oflagowany. Co może wzbudzić podejrzenia? Na przykład:
Brak poprawnej autentykacji nadawcy (brak SPF/DKIM – o tym za chwilę).
Na dostarczalność newsletterów wpływa zatem kombinacja reputacji nadawcy, jakości listy, zaangażowania odbiorców i zgodności techniczno-treściowej wiadomości z wymaganiami serwerów pocztowych. Brzmi skomplikowanie? Pomyśl o tym tak: jeśli wysyłasz maile do osób, które naprawdę chcą je dostać, robisz to w sposób technicznie poprawny i nie przypominasz spammera – to jesteś na dobrej drodze.
Przechodzimy do technicznej, ale bardzo ważnej części układanki. Trzy magiczne skróty: SPF, DKIM, DMARC. Brzmi tajemniczo? Wyjaśnijmy je po ludzku, w stylu Richarda Feynmana – czyli tak, by nawet Twoja babcia (no dobrze, babcia obeznana z Internetem) zrozumiała.
Wyobraź sobie, że tradycyjną pocztą wysyłasz listy w imieniu swojej firmy. Chcesz, by odbiorcy mieli pewność, że list jest naprawdę od Ciebie, nie został po drodze podmieniony, a poczta dostarczy go właściwie. W świecie emaili tę rolę spełniają właśnie SPF, DKIM i DMARC – to mechanizmy weryfikacji nadawcy i integralności wiadomości. Działają jak cyfrowe odpowiedniki listy zaufanych kurierów, podpisu na liście i instrukcji dla listonosza:
To nic innego jak lista autoryzowanych „kurierów” Twojej domeny. Mówiąc bardziej technicznie: jest to rekord DNS Twojej domeny, w którym wypisujesz adresy IP serwerów pocztowych uprawnionych do wysyłania maili z adresów w tej domenie. Serwer odbiorczy, otrzymując wiadomość od np. newsletter@twojadomena.pl, sprawdza: czy adres IP, z którego przyszła wiadomość, znajduje się na liście SPF dla twojadomena.pl? Jeśli tak – OK, nadawca miał prawo wysłać tego maila. Jeśli nie – coś jest podejrzane (może to spoofing, ktoś podszywa się pod Twoją domenę). Prosto mówiąc: SPF to taki spis pracowników-pocztowców Twojej firmy. Gdy listonosz (serwer odbiorcy) dostaje przesyłkę rzekomo od Ciebie, zagląda do publicznego „spisu” i weryfikuje, czy nazwisko kuriera (IP) jest tam obecne. Jeśli nie – list może zostać odrzucony lub oznaczony jako podejrzany. SPF pomaga zatem zapobiegać fałszowaniu adresu nadawcy i zwiększa zaufanie do Twoich maili.
A teraz podpis. Każdy list tradycyjny możesz własnoręcznie podpisać lub opatrzyć unikalną pieczęcią lakową – wtedy odbiorca widzi, że nikt po drodze nie otworzył i nie podmienił zawartości, a nadawca jest prawdziwy. DKIM spełnia podobną rolę dla emaili, tylko że zamiast pióra i atramentu używa kryptografii klucza publicznego. Gdy wysyłasz maila, Twój serwer dodaje do nagłówka wiadomości cyfrowy podpis (sygnaturę), wyliczony za pomocą tajnego klucza prywatnego, który zna tylko nadawca. Serwer odbiorcy z kolei może pobrać z DNS publiczny klucz DKIM Twojej domeny i sprawdzić tym kluczem, czy podpis się zgadza. Jeśli tak – wiadomość faktycznie pochodzi od Ciebie i nie została zmieniona po drodze (bo choćby jedna zmieniona literka sprawiłaby, że podpis się nie zweryfikuje). DKIM potwierdza więc autentyczność i integralność wiadomości – trochę jak podpis na czeku potwierdzający, kto go wystawił. Dla filtrów antyspamowych to kolejny sygnał, że nadawca dba o wiarygodność.
Ostatni element układanki. Mając SPF i DKIM, pozostaje pytanie: co zrobić, jeśli przyjdzie mail, który nie przechodzi tych zabezpieczeń? DMARC to polityka, którą ustawiasz dla swojej domeny, mówiąca serwerom odbiorczym, jak mają postąpić w razie niepowodzenia SPF/DKIM. To taki zestaw instrukcji dla listonosza na wypadek podejrzanej przesyłki. W rekordzie DMARC możesz określić, czy maile, które nie zweryfikują się poprawnie, powinny zostać:
DMARC wymaga, by albo SPF, albo DKIM (lub oba) były poprawne i spójne z domeną nadawcy. Jeśli warunki nie są spełnione – stosuje się wyżej ustaloną politykę. Dodatkowo DMARC umożliwia otrzymywanie raportów od dostawców poczty – czyli informacji zwrotnych, ile maili przeszło, ile oblało oraz z jakich adresów IP przychodziły. To bardzo cenna wiedza: możesz np. wykryć, że ktoś próbuje wysyłać fałszywe maile z Twojej domeny (phishing) albo że zapomniałeś dodać nowego dostawcę mailingowego do SPF. Podsumowując: DMARC scala SPF i DKIM, dając Ci kontrolę i wgląd – chroni Twoją markę przed podszywaniem się (email spoofing) i pomaga dostawcom poczty lepiej ocenić, co jest prawdziwą wiadomością od Ciebie, a co nie.
Dlaczego te mechanizmy są kluczowe dla dostarczalności? Wyobraź sobie skrzynkę odbiorczą odbiorcy jak ekskluzywny klub – SPF i DKIM to Twoje dokumenty i referencje przy bramce, a DMARC to zasady na liście gości. Jeśli masz wszystko w porządku, ochroniarz (filtr) machnie ręką: „proszę, wejdź, jesteś oczekiwany”. Jeśli czegoś brakuje lub nie pasuje – możesz zostać zatrzymany na progu. Brak SPF/DKIM/DMARC nie oznacza automatycznie, że żaden email nie dojdzie, ale znacząco zwiększa ryzyko problemów. Serwery odbiorcze mogą “nie ufać” takim mailom – częściej kierować je do spamu lub w ogóle odrzucać
Co więcej, brak tych zabezpieczeń to zaproszenie dla phisherów, by podszywali się pod Twoją domenę, co pośrednio też może zaszkodzić Twojej reputacji. Dlatego koniecznie skonfiguruj SPF i DKIM dla swojej domeny (większość usług mailingowych Ci w tym pomoże), a następnie dodaj DMARC, by odbierać raporty i ustalić politykę. To trochę technicznej pracy na początku, ale zrób to raz, a zyskasz święty spokój i lepszą dostarczalność.
(Uwaga: Jeśli nie czujesz się pewnie w konfigurowaniu DNS, poproś swojego dostawcę poczty lub dział IT o pomoc przy ustawieniu tych rekordów. W sieci znajdziesz też wiele poradników – wystarczy wyszukać np. „konfiguracja SPF DKIM DMARC [Twoja platforma mailingowa]”).
Skoro wiemy już, co wpływa na dostarczalność i jak zweryfikować nadawcę, przejdźmy do praktycznych kroków, które możesz wdrożyć od zaraz. Oto zestaw najlepszych praktyk – email marketingowy dekalog dostarczalności, który pomoże utrzymać wysoki poziom dotarcia do inboxów:
Regularnie przeglądaj i oczyszczaj swoją bazę kontaktów. Usuwaj adresy, które twardo odbiły (np. konto nie istnieje) – powtarzające się wysyłanie na niedziałające maile szkodzi reputacji. Monitoruj też brak aktywności: jeśli ktoś od roku nie otworzył żadnej wiadomości, rozważ wysłanie kampanii reaktywacyjnej („Stęskniliśmy się – czy nadal chcesz otrzymywać nasze maile?”) i jeśli brak reakcji – przestań wysyłać do takiej osoby na jakiś czas. To może wydawać się kontrintuicyjne (przecież ciężko zdobyta lead!), ale pamiętaj – martwe dusze na liście obniżają dostarczalność do wszystkich. Lepiej mieć mniejszą listę pełną zaangażowanych odbiorców, niż ogromną bazę, z której większość to nieaktywne adresy. No i absolutnie nie kupuj list mailingowych – to przepis na katastrofę dostarczalności. Takie adresy nie znają Twojej marki i najprawdopodobniej oznaczą Twoje maile jako spam.
(o ile w ogóle są prawdziwe). Buduj bazę organicznie, a jeśli potrzebujesz szybko zwiększyć zasięg – skorzystaj z legalnych form reklamy czy partnerstw, zamiast kupować “gotowce”.
Jeden z najlepszych sposobów na dobre wskaźniki otwarć i kliknięć (a więc i na sygnały dla ISP, że Twoje maile są mile widziane) to wysyłanie ludziom tego, co ich interesuje. Wykorzystuj dane, które masz: segmentuj odbiorców wg zainteresowań, historii zakupów, etapu w cyklu życia klienta itp. Personalizuj treść – choćby przez proste wstawienie imienia w powitaniu czy dopasowanie oferty. Ludzie lubią czuć, że mail został napisany specjalnie dla nich, a nie jest masowym śmieciem. To przekłada się na wyższe zaangażowanie (więcej otwarć, klików), co z kolei poprawia reputację nadawcy.
Pomyśl o swoich własnych doświadczeniach – czy chętniej czytasz newsletter, który faktycznie dostarcza Ci wartościowe treści, czy losowy blast “do wszystkich”? Dokładnie.
Twórz zatem maile z myślą o odbiorcy: „Czy to jest coś, na co czeka? Coś, co uzna za wartościowe?”. Jeśli tak, masz większą szansę, że nie tylko przeczyta, ale wręcz będzie wypatrywał Twoich wiadomości w przyszłości (a algorytmy pocztowe to zauważą).
Zarówno zbyt częste, jak i zbyt rzadkie maile mogą zaszkodzić. Jeśli zasypujesz subskrybentów wiadomościami codziennie, nawet gdy się na to nie pisali, istnieje ryzyko irytacji, wypisów albo oznaczeń spam – co oczywiście szkodzi dostarczalności. Z kolei jeśli wysyłasz tak rzadko, że ludzie zapomnieli, iż się zapisali, kolejny nagły mail może ich zaskoczyć („kiedy ja to subskrybowałem? spam!”). Znajdź złoty środek i bądź konsekwentny. Na przykład, wyślij newsletter raz w tygodniu o stałej porze, by odbiorcy przyzwyczaili się do rytmu.
Oczywiście zależy to od kontekstu – dla ecommerce wysyłka 2-3 razy w tygodniu z różnymi ofertami może być OK, a dla bloga edukacyjnego raz na dwa tygodnie wystarczy. Obserwuj reakcje (otwarcia, wypisy) i dopasuj częstotliwość. Ważne też, by unikać nagłych skoków wolumenu wysyłek – jeśli zwykle wysyłasz 5 tys. maili miesięcznie, a nagle chcesz wysłać 50 tys. na raz, to dla wielu serwerów będzie to podejrzane (spammerzy często wysyłają ogromne ilości na raz). Stopniuj zwiększanie wysyłek (tzw. warming up adresu IP/domeny) – zacznij od mniejszych partii i z czasem zwiększaj, aby zbudować historię.
Już wcześniej wspomnieliśmy o caps locku i nadmiarze wykrzykników w temacie. Ogólna zasada: pisz do ludzi, nie do robotów. Filtry spamowe są coraz mądrzejsze – nie wystarczy unikać słowa „ZA DARMO”, żeby przechytrzyć AI Gmaila 😉. Lepiej skupić się na tym, by mail wyglądał i brzmiał legitnie. Kilka praktycznych wskazówek:
Podsumowując te praktyki: chodzi o to, by traktować swoich subskrybentów z szacunkiem i wysyłać im wartościowe rzeczy, w odpowiedniej ilości i z zachowaniem standardów technicznych. Wtedy dostarczalność zazwyczaj sama się układa na wysokim poziomie.
Nawet stosując powyższe rady, warto monitorować na bieżąco stan dostarczalności i reagować na ewentualne problemy. Na szczęście istnieje wiele narzędzi (w większości prostych w użyciu), które Ci w tym pomogą. Oto kilka godnych polecenia:
Jeśli wysyłasz dużo maili do użytkowników Gmaila (a szansa jest duża, bo Gmail to obecnie jeden z najpopularniejszych dostawców), to to narzędzie jest absolutnym “must-have”. Google Postmaster Tools to darmowa platforma od Google dla zweryfikowanych domen, która pokazuje m.in. reputację Twojej domeny i IP w oczach Gmaila, wskaźniki spamu, procent otwarć, błędy dostarczenia itp. Możesz tu sprawdzić, czy przypadkiem Gmail nie uznał Cię za podejrzanego nadawcę. Dostaniesz też insight w takie rzeczy jak wyniki uwierzytelniania (czy Gmail widzi poprawny SPF/DKIM), skargi na spam od użytkowników Gmaila, czy ewentualne problemy z infrastrukturą.
Narzędzie jest darmowe – wystarczy zalogować się kontem Google i zweryfikować, że jesteś właścicielem domeny (poprzez dodanie specjalnego rekordu DNS lub pliku na stronie). Potem Google zacznie gromadzić dane o wysyłkach z Twojej domeny. To trochę jak raport zdrowia od samego Gmaila – bezcenne, bo Gmail bywa surowy, a jednocześnie brak oficjalnego feedbacku od niego może utrudnić diagnozę. Postmaster Tools pokaże Ci czarne na białym np. “Reputacja: niska” – co jest sygnałem, że trzeba podjąć działania (np. wstrzymać wysyłki, poprawić listę, zgłosić się do Google o pomoc, jeśli wszystko inne zawiedzie).
To świetne, proste narzędzie do sprawdzenia “jak widzi mnie filtr spamowy” zanim wyślę kampanię. Działa to tak: wchodzisz na stronę mail-tester.com, dostajesz unikalny adres email testowy. Wysyłasz na niego swój newsletter (taki, jakiego zamierzasz rozesłać do subskrybentów). Potem klikasz na stronie “Sprawdź wynik” i otrzymujesz raport punktowy (0–10) oceniający Twój mail. Mail-tester analizuje różne aspekty: czy Twój serwer nie jest na czarnych listach, czy SPF/DKIM są poprawne, czy treść zawiera spamowe frazy, jak Twój email wypada w teście SpamAssassin (to popularny filtr antyspamowy) itp. W raporcie zobaczysz, co jest OK, a co wymaga poprawy.
Może na przykład okazać się, że zapomniałeś ustawić podpisu DKIM, albo że w treści masz słowa uznawane przez SpamAssassin za podejrzane. Mail Tester da Ci wskazówki, co poprawić. To trochę jak przegląd techniczny auta przed wyruszeniem w trasę – lepiej złapać usterki na stacji kontroli (w mail-testerze) niż potem “na drodze” (gdy właściwa kampania wyląduje w spamie). Warto dążyć do wyniku 10/10 lub blisko – choć pamiętaj, wynik 10 nie gwarantuje jeszcze idealnej dostarczalności, ale jeśli masz np. 6/10, to na pewno jest co poprawiać. Narzędzie jest darmowe (z ograniczeniem liczby testów dziennie), proste i bardzo przydatne.
Platforma GlockApps to bardziej zaawansowany kombajn do testowania dostarczalności. Umożliwia przeprowadzenie testów inbox placement – czyli sprawdzenia, gdzie trafia Twój mail u różnych dostawców (Gmail, Outlook, Yahoo, i inni). Działa to przez tzw. seed list – dostajesz zestaw adresów testowych na różne skrzynki, wysyłasz kampanię na tę listę, a GlockApps sprawdza, czy wiadomość trafiła do głównej skrzynki, do spamu, czy w ogóle nie dotarła. Następnie prezentuje Ci raport: np. „Gmail – 100% inbox, Outlook – 80% inbox / 20% spam, Yahoo – 100% spam” itd. Dzięki temu możesz namierzyć problemy z dostarczalnością zanim odczują je prawdziwi odbiorcy.
GlockApps oferuje też analizę konfiguracji (SPF/DKIM/DMARC, blacklisty) i ocenę treści, podobnie jak Mail Tester, ale z dodatkowym kontekstem. To narzędzie jest płatne (choć ma ograniczone darmowe testy), przeznaczone głównie dla tych, którzy naprawdę poważnie podchodzą do tematu i wysyłają duże wolumeny. W zamian daje szczegółowe insighty – pozwala identyfikować dokładnie, gdzie tkwi problem z dostarczalnością i co poprawić. Można powiedzieć, że usuwa sporo zgadywania: zamiast zastanawiać się “czy moje maile trafiają do spamu u X”, możesz to sprawdzić i udowodnić.
To zestaw darmowych narzędzi online, przydatnych zwłaszcza do technicznej diagnostyki. MxToolbox pozwala m.in. sprawdzić, czy Twój adres IP lub domena nie figurują na popularnych czarnych listach (blacklist check), zweryfikować poprawność rekordów SPF, DKIM, DMARC (czy są obecne w DNS i czy mają poprawną składnię), zrobić tzw. SMTP test serwera pocztowego, czy nawet przeanalizować nagłówki zwrócone przez testowy email (header analyzer). Jeśli podejrzewasz, że np. DMARC jest źle ustawiony – jedno kliknięcie w MXToolbox DMARC Lookup powie Ci, co jest nie tak. Jeśli obawiasz się, że Twój IP został zablokowany – sprawdzenie Blacklist pokaże listę kilkudziesięciu RBL (Realtime Blackhole Lists) i status na każdej z nich. MxToolbox jest niczym szwajcarski scyzoryk e-mailowego diagnosty – warto mieć je w zakładkach. Podstawowe funkcje są darmowe i nie wymagają rejestracji.
Inne narzędzia warte wzmianki:
Na koniec dnia, narzędzia są po to, by dawać Ci informację zwrotną. Wykorzystuj je. Sprawdzaj wyniki, gdy wszystko jest OK – żeby mieć punkt odniesienia. Monitoruj też regularnie kluczowe wskaźniki w swoim systemie mailingowym: procent dostarczonych, otwartych, klikniętych, odbitych, wypisanych. Gwałtowny spadek open rate lub wzrost bounce rate to sygnały, że trzeba zajrzeć głębiej.
Najpopularniejsze artykuły na blogu
Dostarczalność newsletterów to temat, który łączy technologię, jakość treści i dobre praktyki marketingowe. Choć początkowo może wydawać się skomplikowany (te wszystkie skróty SPF, DMARC, algorytmy…), to w gruncie rzeczy sprowadza się do prostej filozofii: wysyłaj właściwe rzeczy do właściwych ludzi we właściwy sposób. Jeśli o to zadbasz – i podeprzesz się odrobiną wiedzy technicznej oraz monitoringiem – Twoje maile będą docierać tam, gdzie ich miejsce: do skrzynek odbiorczych, gotowe by zrobić swoją dobrą robotę.
Pamiętaj, że nawet najlepsi marketerzy miewają potknięcia z dostarczalnością. Ważne, by szybko je wychwycić (np. dzięki narzędziom) i wyciągnąć wnioski. Traktuj dostarczalność jako ciągły proces, a nie jednorazowy projekt. Algorytmy filtrujące zmieniają się, bazy kontaktów ewoluują – dlatego warto trzymać rękę na pulsie.
Na pocieszenie dodam, że jeśli dotrwałeś do końca tego artykułu, masz już sporą przewagę. Wielu konkurentów wciąż ignoruje te zagadnienia, skupiając się tylko na kreacji. Ty wiesz, że piękny newsletter na nic się zda, jeśli utknie w spamie – i potrafisz temu zapobiec. Wdrażaj więc powyższe wskazówki krok po kroku. Sprawdź swoje SPF/DKIM, przejrzyj listę, odpal Mail-Testera, przemyśl harmonogram wysyłek… Twoje przyszłe kampanie odwdzięczą się lepszymi wynikami. A co najważniejsze – Twoi odbiorcy faktycznie przeczytają to, co chcesz im przekazać. Powodzenia w osiąganiu świetnej dostarczalności!